Historia religii powtarza się (13)

Prof. Jan Żaryn
Wspominki z PRL. W kwestii religii w szkole historia się powtarza
23 października 2024

Historia się powtarza – twierdzi prof. Jan Żaryn nazywając w rozmowie z KAI działania MEN w kontekście religii w szkole „ideowym nawiązaniem do czasów Gomułki”. Historyk przypomina, jak wyglądała walka z religią w szkole w czasach stalinowskich i jak ustawowo usuwano katechezę w latach 60-tych. Opowiada również o tym, jaka była reakcja Kościoła na te działania i podkreśla, że to kard. Wojtyła przekonywał, że wobec wrogiej władzy trzeba postawić na niezależność i odcięcie się od państwowych funduszy. Kard. Wojtyła postulował wybór drogi trudniejszej i bardziej wymagającej ale takiej, którą można podjąć jako inicjatywę duszpasterską. Mówił o konieczności głębszej formacji kapłanów na trudne czasy i rodziców oraz takiej formie katechizacji, która będzie atrakcyjna dla dzieci i młodzieży – podkreśla prof. Żaryn.

Maria Czerska (KAI): Panie Profesorze, wypowiadając się krytycznie na temat działań MEN, zwłaszcza w kontekście nauczania religii, mówił Pan, że jest to „ideowa nawiązanie do czasów Gomułki”. Dlaczego?

Moja teza jest taka, że ekipa pani Nowackiej jest wychowana w takim stalinowsko – gomułkowskim sposobie widzenia roli ministerstwa edukacji jako instytucji, która ma zagwarantować bezwyznaniowość szkół publicznych. Bezwyznaniowość rozumianą jako prawo do nieobecności religii w szkole dla osób, gdyż są ludzie niewierzący, którzy rzekomo doświadczają ataku „imperialnego katolicyzmu”. Tego rodzaju argumentacja towarzyszyła działaniom ekipy Gomułki, która ostatecznie doprowadziła najpierw do zdeprecjonowania przedmiotu, a następnie do usunięcia religii ze szkół. Znając historię nie sposób też nie dostrzec pewnych podobieństw obecnych i tamtych czasów. Była akcja usuwania krzyży, przesuwanie lekcji religii na pierwsze i ostatnie godziny lekcyjne, łączenie klas…

Przypomnijmy zatem historię obecności i nieobecności religii w szkole w dobie PRL. Jak to wyglądało bezpośrednio po wojnie?

Bezpośrednio po wojnie nauczanie religii uczniów przynależnych do uznanych przez państwo wyznań, w szkołach publicznych było obowiązkowe; na lekcje religii katolickiej chodziła praktycznie cała młodzież, choć rodzice mieli już prawo wypisać swoje dziecko z nauczania katechezy. Komuniści stanowili jednak wyjątek. Wprawdzie już 12 września 1945 Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej zerwał konkordat ze Stolica Apostolską, jednak w społeczeństwie Kościół cieszył się tak niezwykłym autorytetem, że można było mówić o powszechności jego oddziaływania. Do Boga i do Kościoła zbliżało ludzi doświadczenie wojennych traum, świadomość wielkiej ofiary i męczeństwa duchowieństwa polskiego ale także fakt, że normalne życie polityczne zamierało i Kościół stawał się ostatnią przestrzenią względnej wolności obywatelskiej. Wokół tej przestrzeni powstawało więc bardzo dużo reaktywowanych po wojnie stowarzyszeń i inicjatyw, w tym szkolnych i edukacyjnych. Istniały szkoły zakonne, tętniące aktywnością życie parafialne.
Religia w szkole była czymś naturalnym i do roku 1948 praktycznie nienaruszalnym, choć w 1945 r. wydano okólnik (odwołujący się do tzw. okólnika Bartla) likwidujący obowiązkowość uczestnictwa w tych lekcjach. Władze prowadziły wówczas wobec Kościoła „politykę salami”. Atak nastąpił pod koniec 1948 r. w związku a doktryną Bermana i planowaną przez niego strategią „Od Kościoła wszędzie – do Kościoła nigdzie”.
Od 1948 r. rozpoczęto represje wobec Kościoła i duchownych, zwłaszcza katechetów i duszpasterzy mających kontakt z młodzieżą. Było to zastraszanie i liczne aresztowania katechetów, pod byle pretekstem, często np. pod pretekstem działania na rzecz tzw. „band”, czyli podziemia niepodległościowego. Rozpoczęło się eliminowanie religii ze szkół. Te brutalne działania powstrzymane zostały w pewnym stopniu pamiętnym porozumieniem między rządem a episkopatem z 14 kwietnia 1950 r. W wyniku tego porozumienia władze nie zdecydowały się na ustawową likwidację katechezy w szkole, choć oczywiście nie zmieniło to ich polityki, która polegała na paraliżowaniu lekcji religii poprzez działania represyjne wobec katechetów oraz szereg działań o charakterze administracyjnym.

Formalnie zatem w czasach stalinowskich religia była obecna w szkole?

Tak, to gwarantowało porozumienie z 1950 r. Fakt, że nie zlikwidowano jej ustawowo spowodował, że eliminowanie jej w różnych miejscach wyglądało inaczej. Likwidowano szkoły katolickie, głównie zakonne np. odbierając im prawa do egzaminów maturalnych, czy ograniczając nabór uczniów. Wprowadzano tzw. Szkoły TPD (Towarzystwa Przyjaciół Dzieci). Były to szkoły bezwyznaniowe, gdyż wspomniane towarzystwa miały bezwyznaniowość w swoim statusie. Jeśli jedyna szkoła publiczna w okolicy była przekształcana w szkołę TPD, rodzice i uczniowie nie mieli alternatywy. W ten sposób usuwano katechezę metodami administracyjnymi. Uderzano też w katechetów. Pretekstem było np. niepodpisanie się przez wielu z nich pod kłamliwym Apelem Sztokholmskim z 1950 r. Jako urzędnicy państwowi mieli oni rzekomo obowiązek złożenia swojego podpisu. Odmowa wiązała się z zakazem nauczania.
Warto pamiętać, że w czasach stalinowskich ok. 10 proc. kapłanów przebywało w więzieniach. Znacząca ich część to byli katecheci lub duszpasterze młodzieży. To np. jezuici z o. Tomaszem Rostworowskim, kapelanem AK w czasie Powstania Warszawskiego, po wojnie proboszczem parafii w Łodzi, w której działało ponad 20 stowarzyszeń, w tym akademickich, formacyjnych. W propagandzie jednak podkreślano, że nie ma walki z religią czy Kościołem. Trwała jedynie walka z „rozpolitykowanym klerem i episkopatem”. U wspomnianego jezuity znaleziono podrzucony pistolet, stąd oskarżono go o kierowanie organizacją terrorystyczną pod nazwą Sodalicja Mariańska. Skoro duchowni łamali prawo, nie powinni się dziwić, że trafiają do więzień…
Usuwano też książki. Według wykazów Ministerstwa Kultury i Sztuki z 1951 r. pewnych książek nie można było umieszczać w czytelniach i bibliotekach. Na zakazanej liście cenzorskiej widniało kilka tysięcy nazwisk autorów i tytułów. Bardzo wiele z nich (jak np. Katechizm polskiego dziecka Bełzy, czy wszystkie wydawnictwa katolickie dla dzieci i młodzieży) to były książki o treściach religijnych i promujących wartości katolickie. Te książki były palone, szły na przemiał. Można to było mierzyć na tony.
W ramach eksperymentu z dniem 1 września 1952 r. władze zlikwidowały całkowicie religię w szkołach w diecezji katowickiej. Chodziło o to, by sprawdzić, jaki będzie społeczny opór wobec tej decyzji. To są praktyki ubeckie powtarzane także dzisiaj, np. za pośrednictwem pseudo-dziennikarzy testujących społeczną wrażliwość. Ówczesny biskup katowicki Stanisław Adamski powołując się na literę konstytucji z 1952 r., pełnej frazesów o wolności wyznania, wezwał rodziców do składania podpisów pod apelem do Bieruta o powrót katechezy. Podpisy złożyło bodaj ponad 80 tys. rodziców. Delegacja z diecezji przyjechała z tymi podpisami do prymasa. Prymas zdecydował, żeby je spalić, mogły one bowiem narazić te wspaniałe polskie rodziny na ostre represje. Faktycznie, gdy do komunistów dotarła informacja o akcji zbierania podpisów, usunęli wszystkich biskupów z diecezji katowickiej nasyłając tam księży patriotów.
Wobec terroru opór słabł, również w gronie polskiego Episkopatu, zwłaszcza po aresztowaniu Prymasa Wyszyńskiego. Nic zatem dziwnego, że w latach 1953 – 1956 religia w praktyce w ponad 80 proc. zniknęła ze szkół podstawowych. Od roku szkolnego 1954/55 nie było jej we wszystkich typach szkół ponadpodstawowych. Zniknęła także modlitwa poranna, zastąpiono ją apelem.

Jak sobie Kościół radził w tej sytuacji?

Były olbrzymie trudności ale katecheza istniała w punktach katechetycznych czy w parafiach. Polityka władz nakierowana była na dzielenie duchowieństwa. Gdy parafią zarządzali księża patrioci, nagle okazywało się, że wiele rzeczy w tym również prowadzenie katechezy, staje się możliwe. To utrudniało biskupom powstrzymywanie kapłanów przed afirmacją systemu.
Panował lęk. Trzeba mieć świadomość, że w stalinizmie punktem odniesienia były Sowiety. Jeśli chodzi o katechezę to tam prawodawstwo wprost jej zabraniało do pełnoletności. Kapłan, jeśli w ogóle istniała parafia, nie mógł prowadzić duszpasterstwa wobec dzieci i młodzieży do 18 r. ż. ponieważ istniał monopol wychowawczy ateistycznego państwa.

Co się zmieniło w 1956 r.?

Stalinizm terroryzował naród ale nie udało mu się znacząco wpłynąć na jego poglądy. Dlatego, gdy tylko system zelżał, spowodowało to wyzwolenie się naturalnych przekonań i zachowań ludzi. Społeczeństwo było w ponad 90 proc. katolickie. Napór powrotu religii do szkół był tak wielki, że komunistom nie udawało się tej fali powstrzymać. W szkołach uczyli jeszcze przedwojenni nauczyciele, którzy sami z siebie tworzyli atmosferę nauczania. Zresztą Gomułce początkowo zależało na dobrych relacjach z Kościołem. Z czasem to się zmieniło.

W jaki sposób?

W 1956 r. religia powróciła do szkół jako przedmiot nadobowiązkowy, i zgodnie z życzeniem rodziców. Katecheci otrzymywali wynagrodzenie za swoją pracę tak samo jak nauczyciele innych przedmiotów. Gdy „zadyszka odwilżowa” minęła, od 1958 r. zaczęło się „przykręcanie śruby” wobec tradycyjnego wroga, czyli Kościoła. Trzeba było zacząć walkę z „rozpasanym klerem”.
Pierwszy etap rozpoczął się w czasie wakacji 1958 r. W lipcu miała miejsce akcja milicji na Jasnej Górze. Funkcjonariusze skonfiskowali papier i uniemożliwili działalność drukarni przygotowującej materiały duszpasterskie w związku z Wielką Nowenną, przygotowującą wiernych do obchodów millenium chrztu Polski (1966). Była to cenzorska akcja przeciw masowemu oddziaływaniu Kościoła na społeczeństwo za pomocą środków nowoczesnej komunikacji.
W sierpniu nieoczekiwanie wydano rozporządzenie MEN zabraniające od 1 września prowadzenia katechezy w szkołach osobom zakonnym. Ponad 2,5 tys. sióstr i zakonników straciło pracę. Kościół był zaskoczony tą decyzją. W ciągu jednego dnia nie był w stanie wykształcić katechetów nie- zakonników. Warto w tym kontekście pamiętać, że np. absolwenci KUL nie byli w ogóle dopuszczeni do pracy w oświacie.
To bezprawne z perspektywy porozumienia z 1950 r. posunięcie komuniści tłumaczyli koniecznością laicyzowania szkół publicznych oraz tym, że nad zakonami Kościół diecezjalny nie ma pełnej kontroli a są to najbardziej antypaństwowe środowiska.
W sytuacji braku 2,5 tys. nauczycieli sam Kościół był zmuszony do podejmowania decyzji o łączeniu klas. Rozpoczęło się też wypychanie religii z siatki godzin, przesuwanie jej na pierwsze i ostatnie lekcje, co prowadziło do umniejszania znaczenia tego przedmiotu.
Równolegle trwała akcja dekrucyfikacyjna. Dziś kontynuatorem tej akcji stał się prezydent Warszawy. Od 1958 r. zakazywano wieszania krzyży nie tylko w szkołach ale i w placówkach takich jak szpitale, gdzie wierni szczególnie potrzebują kapłana i bliskości Boga. Ponownie odbierano zakonom szkoły, szpitale i domy opieki. Tym akcjom towarzyszyły aresztowania, zatrzymania, rozmowy ostrzegawcze wobec księży, buntujących się rodziców, czyli nękanie ze strony SB. W wewnętrznym dokumentach partyjnych z 1960 r. szczególnie szczycono się przykładem z Częstochowy, gdzie w duchowej stolicy Polaków, przymuszeni rodzice zgodzili się na wycofanie religii ze szkół. „Doświadczenie częstochowskie – pisano – jest trwałym osiągnięciem politycznym, wykraczającym poza problem tylko nauczania religii w szkołach”.
Jak wspomniałem, ten czas między 1958 r. a 1961 r., gdy ostatecznie religia zniknęła z siatki godzin jest bardzo interesujący w odniesieniu do zjawisk, które obserwujemy dzisiaj. Mamy do czynienia z bardzo podobną argumentacją, która odzwierciedla ten gomułkowski paradygmat: w imię wolności sumienia i wyznania władza państwowa chce stać na straży praw ludzi bezwyznaniowych do tego, by nie byli oni drażnieni obecnością chrześcijaństwa w przestrzeni publicznej. Komuniści w tym właśnie kluczu interpretowali prawo do wolności sumienia i wyznania. Tej ideologii towarzyszyła narracja na temat nietolerancji i prześladowań, których doświadczają w szkole dzieci z rodzin marksistowskich, nie chodzące na religię. Historia się powtarza, choć nie do końca, bo na szczęście nie ma SB-ecji, ale prowokacje rodem z praktyk esbeckich mieliśmy, jak np. atakowanie świątyń.

Co w tej sytuacji robił Kościół?

Łączono klasy, szybko kształcono księży i siostry, organizowano punkty katechetyczne na terenie parafii. Co roku biskupi spotykali się na Jasnej Górze na przełomie sierpnia i września, bo wtedy zwykle, tuż przed rozpoczęciem roku, władza zaskakiwała jakimś kolejnym pomysłem uderzającym w katechezę.
Olbrzymi problem pojawił się we wrześniu 1960 r. Komuniści wpadli wówczas na pomysł, że w punktach katechetycznych prowadzonych przez Kościół katecheci będą mogli otrzymywać normalne pensje, tak jak nauczyciele w szkole, ale pod warunkiem, że władze państwowe przez wizytatorów szkolnych będą miały wpływ na przebieg lekcji religii.
To był wielki dylemat i wielka pokusa. Kościół był pod finansową presją. Od 1959 r. księża zmuszani byli do płacenia podatków z tacy. Kościół bronił się przed tym twierdząc, że są to darowizny z pieniędzy już raz opodatkowanych. Nie mniej jednak, część duchownych wbrew episkopatowi płaciła podatki otrzymując w zamian od władzy różne profity, np. materiały na remonty itp. Reszta traktowana była jak wieczni dłużnicy. Dług ten narastał i zlikwidowany został dopiero przez ekipę Gierka. Księża płacący podatki, tzw. księża pozytywni, zachęcani też byli do zakładania finansowanych przez państwo punktów katechetycznych. Często działo się to w warunkach presji i dezinformacji. Było też narzędziem burzenia jedności.

Jak zatem Kościół rozwiązał problem finansowy?

Dyskusja na ten temat odbyła się w gronie episkopatu we wrześniu 1960 r. Informacje nt. tego spotkania znaleźć możemy w zapiskach kard. Wyszyńskiego zawartych w „Pro Memoria”. Były głosy za utrzymaniem finansowania katechezy w warunkach dialogu z państwem. Pojawiały się argumenty, ze pieniądze z budżetu to przecież pieniądze obywateli, którzy mają prawo do finansowania tego, na czym im zależy.
Kluczowy okazał się jednak głos kard. Karola Wojtyły, który opowiadał się za całkowitą niezależnością i odcięciem od państwowych funduszy. Wypowiedź ta została szczegółowo zanotowana przez kard. Wyszyńskiego, co świadczyło że się z nią zgadza. Kard. Wojtyła postulował wybór drogi trudniejszej i bardziej wymagającej ale takiej, którą można podjąć jako inicjatywę duszpasterską. Mówił o konieczność pracy wewnętrznej nad wychowaniem i wykształceniem kapłanów, uwrażliwianiu rodziców odpowiedzialnych za swoje dzieci, by zdobywali odwagę przez modlitwę oraz takiej formie katechizacji w świątyniach, która będzie atrakcyjna dla dzieci i młodzieży.
Wnioski kard. Wojtyły było odpowiedzią na wyzwania ówczesnego czasu, czyli czasu wojny z bolszewikami. W szkołach dokonywała się zmiana pokoleniowa wśród dyrektorów i nauczycieli. Pojawiało się już pokolenie wychowywane w PRL. Malał opór wobec komunizmu, jako ustroju trwającego, bez możliwej alternatywy. Mała gomułkowska stabilizacja, jak zauważała prof. Hanna Świda – Ziemba, w sensie oddziaływania na społeczeństwo polskie, była gorsza niż stalinizm.
Propozycja kard. Wojtyły była próbą odpowiedzi na realne wyzwania, jasno wyartykułowane. Nie sposób nie dostrzec aktualności tych myśli również dziś. Biskupi podjęli decyzję o odrzuceniu państwowych pieniędzy i państwowej ingerencji.
W lipcu 1961 r. na mocy ustawy o laickości szkoły religia zniknęła z siatki godzin.

Czy decyzja o ostatecznym wycofaniu religii ze szkół miała związek z tą wcześniejszą decyzją episkopatu?

I tak, i nie. Cel komunistów był jasny, podobnie jak dziś postkomunistów: wyrugować katechezę z przestrzeni publicznej, mimo że rodziny katolickie mają pełne prawa obywatelskie. Dziś przeszkodą jest konkordat, wtedy siła Narodu. Być może jednak, gdyby biskupi zaakceptowali państwowe ingerencje, religia w jakiejś formie zostałaby w przestrzeni publicznej. Oczywiście, tymczasowo. Władze prowadziły z Kościołem grę, której celem było marksistowsko – leninowskie wychowanie młodych ludzi i faktyczna eliminacja katechezy, za pomocą różnych metod i środków. Kościół w Polsce miał to szczęście, że dzięki takim osobom jak Prymas Wyszyński, kard. Wojtyła, abp Baraniak i wielu innych biskupów, bardzo dobrze tę grę rozumiał. Biskupi poznali prawdę o tamtej stronie. Wiedzieli, z kim mają do czynienia. Jak nie ma zrozumienia drugiej strony i faktycznych celów to nie ma też wyboru narzędzi do prowadzenia wewnętrznej dyskusji w prawdzie. Warto o tym pamiętać również dzisiaj.

Jaka była reakcja Episkopatu na ustawowe wycofanie religii ze szkół?

Jeszcze w 1960 r. wydano list „O aktualnych niebezpieczeństwach”, w którym m.in. piętnowano łamanie prawa przez administrację państwową. Po ustawowym wyeliminowaniu katechezy wydano 2 kolejne ważne dokumenty. Świadczy to o stałej mobilizacji wiernych. Pierwszym był list pasterski do wiernych – rodziców, dzieci i młodzieży katolickiej. Poinformowano w nim o tym, że wbrew porozumieniu z 1950 r. religia została usunięta i że katecheza odbywa się na terenie parafii. Biskupi apelowali do rodziców, by posyłali tam swoje dzieci. Prosili o mobilizację, odwołując się też do Wielkiej Nowenny i przygotowania do Millenium. Drugim dokumentem był list Episkopatu do kapłanów. Zawarty w nim był apel o mobilizację na terenie parafii, o wyznaczenie księży do katechizacji, o samokształcenie i o podjęcie dodatkowej ofiary w postaci zajęcia się katechezą obok dotychczasowej pracy duszpasterskiej.

Z jakim odzewem spotkało się to wśród wiernych?

Z oddziaływaniem Wielkiej Nowenny do 1960 r. było różnie, natomiast, im więcej było represji wobec Kościoła, tym większa następowała mobilizacja wiernych. Przed Millenium wyzwolona została niezwykła energia, która obejmowała zarówno kapłanów jak i świeckich. Pielgrzymka kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, czyli Obrazu Nawiedzenia, mobilizowała praktycznie całe społeczności. W tę energię i mobilizację wpisuje się tez wątek nauczania religii. Sam to pamiętam z własnego doświadczenia i uczestnictwa w katechezie w kościele św. Aleksandra w Warszawie w latach 60-tych. Chodziła tam przeważająca większość uczniów. Do pierwszej komunii przygotowywały siostry, potem stopniowo lekcje przejmowali księża, którzy przygotowywali do bierzmowania. To były ważne osoby, takie, które znacząco wpływały na życie duchowe młodych (w moim przypadku był to żyjący do dziś ks. Władysław Nowicki).

Skąd wzięły się środki na finansowanie katechezy?

Z tacy. Naród utrzymywał Kościół. Komunistom nie udało się nakłonić większości księży do podpisywania umów na prowadzenie punktów katechetycznych (za 1000 zł judaszowych miesięcznie). Na pewno były też wielkie ofiary ze strony polskich emigrantów, od Episkopatu USA, ze Stolicy Apostolskiej. Jest to temat bardzo mało rozpoznany. Kościół jednak musiał mieć jakieś środki do funkcjonowania, ponieważ Fundusz Kościelny, który powstał na bazie kradzieży majątków kościelnych, w sposób oczywisty tego nie zapewniał. Niezależnie od wpływów ze skradzionego majątku, komuniści rozdzielali fundusze według własnego uznania wszystkim kościołom i związkom wyznaniowym w PRL. Służyło to dzieleniu duchowieństwa i naciskowi ideologicznemu. Katecheza zaczęła stanowić dodatkowy obowiązek księży pracujących w parafiach.

Jaka była skala uczestnictwa w katechezie?

Szczególnie początkowo barierą było przygotowanie i liczba punktów katechetycznych oraz kapłanów; ale od początku katecheza w Kościele święciła triumfy, stawała się powszechna. W 1972 r. wg danych statystycznych w 88% parafii w Polsce na lekcje religii przychodziło ponad 80% dzieci uczących się równocześnie w szkołach. Bardzo licznie uczestniczyły dzieci przygotowujące się do komunii, natomiast mniej – przynajmniej wg mojego własnego doświadczenia – młodzieży uczęszczało na katechezę między bierzmowaniem a maturą.
Warto w tym momencie przypomnieć, że epoka gomułkowska i gierkowska była dla społeczeństwa i moralności społecznej niezwykle destrukcyjna. To były czasy, gdy powstawały przekonania, że kradzież w zakładzie pracy to nie kradzież, gdyż „to jest przecież niczyje”. Lenistwo i „obijanie się” w pracy można było usprawiedliwiać „bojkotem”, „walką z systemem”. Podział na 49 województw w czasach Gierka doprowadził do powstania bardzo wielu stanowisk, na które można się było „załapać”. To była swoista „korupcyjna marchewka”, gwarancja stanowiska, pensji. Rozwijał się system nomenklaturowy. 3,5 mln. ludzi zapisało się do PZPR.
Kolejną zmianę przyniósł rok 1978, wybór Jana Pawła II. Lata 80-te to kolejna religijna mobilizacja społeczeństwa i wzrost uczestnictwa w katechezie, ale też w praktykach religijnych. Przestrzeń kościelna była synonimem wolności i niezależnej kultury, atrakcją dla dorosłych i młodzieży. Brak religii w szkole powodował jednak oczywiste straty. W okresie PRL państwo to byli „oni”, a nie „my”. Powrót religii decyzją z 27 czerwca 1990 r. stanowił przełom w traktowaniu instytucji państwa przez ogół społeczeństwa.